Stało się!
Pewnego dnia spojrzałem na swoją głowę, a dokładniej na moje włosy tuż nad czołem. To, co zauważyłem przeraziło mnie! Światło odbijało się oślepiając mnie w lustrze. Wszyscy, co mnie znają wiedzą, że rzeczą, której naprawdę nigdy mi nie brakowało to włosy;) A tu okazuję się, że wraz ze zbliżającą się trzydziestką, ubyło mi na głowie ich naprawdę dużo. I to dosłownie w ciągu kilku miesięcy…
Gdyby ktoś zapytał mnie, czy wolę być łysy, czy siwy, odpowiedziałbym mu bez wahania, że siwy. Chciałbym mieć włosy – mam dużą potrzebę ich posiadania, dlatego tak zmartwiło mnie moje łysienie…
Mógłbym posłuchać moich znajomych, którzy powiedzieli mi „No cóż, taki urok. Ostrzyżesz się na krótko i nikt nie będzie widział”. Mógłbym też posłuchać zdania innych, którzy powiedzieli mi, że łysienie jest czymś naturalnym i trzeba to po męsku znieść. Mógłbym też nie pójść w ogóle na konsultacje, bo przecież ‘gabinety kosmetyczne’ to nie miejsce dla facetów.
Mógłbym… ale oprócz bujnych włosów, charakteryzował mnie zawsze upór.
Dzięki Wspaniałym Dziewczynom z FBI dzisiaj, kilka tygodni po pierwszym zabiegu jestem przekonany, że podjąłem dobrą decyzję, choć jak mówią, prawdziwe efekty całego zabiegu widoczne będą dopiero za kilka miesięcy. No ale zacznijmy od początku.
Do Face and Body Institute przyszedłem dzięki mojej Żonie – Kasi, która brała udział w programie Ambasadorek FBI. Opowiedziała Ona o moim problemie, a ja trafiłem na konsultację do p. Agnieszki Szczepanowicz. Pani Agnieszka wzięła ‘pod lupę’ moje włosy, przeprowadziła bardzo dokładny przegląd moich włosów pod specjalną kamerą. Zobaczyłem moje biedne cebulki, które zaczopowane nie wydawały na świat już żadnych włosów i też takie, z których wyrastały malutkie i cieniutkie pojedyncze włosy. Na szczęście p. Agnieszka powiedziała, że nie jest najgorzej i że mamy szanse to wszystko jeszcze naprawić.
Co musimy zrobić? Przede wszystkim przestać używać szamponów, które niszczą mi włosy, zmienić dietę, mniej się stresować i poddać się zabiegowi karboksyterapii i mezoterapii.
Wszystko super – szampon mogę zmienić, dietę? – będzie ciężko ale spróbuję. Stres? Chyba się nie da. „Karbo i Mezo”? z chęcią. Tylko co to jest?:) Tutaj nastąpiła chwila zwątpienia… Dlaczego? Zacytuję kilka osób: „O kurcze! To będzie boleć”, ‘’Yyyyy – odważny jesteś”, czy „Ciekawe czy dotrwasz do końca”.
Ok, p. Agnieszka lojalnie uprzedziła mnie, że przyjemnie nie będzie, ale że efekty są naprawdę bardzo dobre i że warto przecierpieć ból, który nas czeka. Nie będę Wam mówił, że nie bolało, bo bolało, ale na pewno nie tak jak nastraszyło mnie pół Krakowa opowiadając o krzykach i bólu porównywalnym do amputacji kończyny.
Wyobraźcie sobie, że ktoś Was ukuł czymś w głowę. Ok. kilkadziesiąt razy – ale pomyślcie sobie, że każde to ukłucie przybliża Was do tego, że Wasze włosy będą silniejsze i będą w ogóle;) Podczas karboksyterapii wkuwa się w głowę krótką igłę i pompuje czysty CO2 pod skórę. Ona ma sobie tam krążyć i powodować stan zapalny, przez co pobudzać cebulki do życia – mam nadzieję, że to dobrze zrozumiałem, ale tak myślę, że o to chodzi. Mezoterapia to z kolei witaminowy shot, który bardzo pomaga włosom by były mocniejsze i lepiej rosły. Tutaj ta igła jest cieńsza i płyn idzie z ampułki i w moim mniemaniu jest to mnie bolesne od karboksyterapii.
Ja jestem już po 4 seriach zabiegów – każde spotkanie z p. Agnieszka, a ostatnio także z p. Anią Filip to bardzo miłe doświadczenie. Mimo, że tak jak napisałem – głowa boli, a po zabiegu nie mogę dotykać włosów do końca dnia, to cieszę się, że miałem okazję to wypróbować. Cieszę się, tym bardziej, że rozmawiałem z kilkoma osobami, które miały te same zabiegi i wszystkie są zachwycone efektami. Wkrótce ostatni zabieg w tej serii, a za kilka miesięcy będę wiedział co i jak.
Tak więc pozostaje teraz tylko poczekać, a za kilka miesięcy napiszę Wam jakie są efekty mojej terapii.