Kocham zimę… nie tą w mieście, lecz tą, która otula sosny, świerki, szczyty gór. Kocham te wieczorne spacery, kiedy z nieba płyną magiczne płatki, a mróz sprawia, że pod butkami skrzypi śnieg. Świat wydaje się cudny…
Kocham jazdę na nartach…od dziecka. Wspominam pierwszy zjazd z Kasprowego… ten lęk, te emocje i tą satysfakcję, że udało mi się …przeżyć. A zjazd Gąsienicową w oczach sześcioletniego dziecka… wyglądał jak najgorsza scena z horroru…
Wydawało mi się, że po całodziennej jeździe na nartach… nie ma nic lepszego, jak ciepły prysznic, kubek grzańca w dłoni i trzask drzewa palącego się w kominku albo.. szybki wyskok na baseny termalne… i tyle…
A jednak nie…
Dorzucam… masaż gorącymi kamieniami…! To co doświadczyłam, oddając się w ręce Pani Oli, dopisuję do listy rozkoszy nie tylko po wysiłku fizycznym… ale po każdym przeżytym dniu. Gdyby tylko tak można było codziennie …ech…
Masaż cudowny, wykonywany bardzo profesjonalnie i bezszelestnie… ku mojemu zaskoczeniu..na bosaka! Muszę przyznać, iż przez cały czas masażu bałam się ruszyć, a nawet oddychać, aby nie zmącić tego błogiego stanu… Pani Ola zmieniała swoje pozycje wokół łóżka jak rusałka unosząca się nad taflą jeziora. W trakcie masażu polecam przeprowadzić sobie quiz pt. „ W której części łóżka Pani Ola aktualnie się znajduje???…” Jestem pewna, że odpowiedzi Was zaskoczą…:D
Kocham masaż gorącymi kamieniami…